Po okolo 17 godzinach jazdy autobusem z jedna przesiadka dotarlem do Wenezueli, a dokladniej do malego miasteczka polozonego jakies 15 km od granicy z Brazylia. Sama podroz zleciala najszybciej z dotychczasowych, a to za sprawa tego ze autobusy byly naprawde wysokiej klasy, a dodatkowo 12 godzin w nocy to sie prawie przespalo. Byl jeden minus przed ktorym mnie ostrzegano, a mianowicie klima ktora tutaj wszedzie wlaczaja na maksa, noi tak bylo, w nocy spalem w polarze, cieplych skarpetach a i tak zmarzlem. W efekcie dzis polowa naszej wyprawy chodzi w wiekszym lub mnijeszym stanie zasmarkania :) Zreszta kafejka w ktorej teraz siedze tez troche chlodnawa jest, a troche czasu tu jeszcze spedze, zobaczymy w hjakim stanie wyjde :) Najlepsze w tym wszystkim jest to ze miejscowi jakby w ogole nie czuja tego zimna, niektorzy spali w nocy w autobusie tak jak do niego weszli, twardziele jednym slowem :)
Krajobrazowo to dzungla sie skonczyla, teraz wylonily sie puste polany pokryte mniejszymi lub wiekszymi gorami, albo raczj pagorkami, ale mnie do szczescia nawet i pagorki wystarcza, kto mnie zna to dobrze o tym wie :)
Straszono nas ze bedzie masa kontroli przy wjezdzie do Wenezueli itp itd, ale poza prostymi formalnosciami paszportowymi i kontrola zoltych ksiazeczek szczepien nie bylo zadnych problemow. Po wjechaniu pozostalo jeszcze wymienic walute, zreszta jak za kazdym razem przy przekraczaniu granicy, wiec ciesze sie ze to juz ostatni raz bo juz granicy na tym kontynecncie przekraczac nie bedziemy do konca wyprawy. Taka wymiana pieniedzy byla dosc uciazliwa, ja dysponuje tylko dolarami ktore w dany kraju wymieniam na obowiazujaca walute. W Peru byly sole, w Brazyli riale, w Kolumbii pesos, a tutaj bolivary. Zazwyczaj cos na takich wymianach sie tracilo, bo zawsze albo zakupilo sie za duzo albo za malo tej kasy, ale wczesniej to nie byl taki problem, dopiero w Wenezueli jest ciekawie. Tutaj oficjalny kurs to okolo 2 bolivary za dolara, natomiast na czarnym rynku okolo 6 bolivarow za dolara, gdzie sie bardziej oplaca chyba mowic nie trzeba, gdzie my wymienilismy kase to tez chyba jasne. Wychodzi sie na miasto i trzeba poszukac, popatrzec, a zazwyczaj taki gosc cos co wymienia kase na ulicy sam sie znajdzie. Tylko trzeba troche uwazac bo lubia oszukiwac, wiec najpierw mowimy ile chcemy, bierzemy do reki od niego bolivary, przeliczamy i dopiery wtedy wreczamy mu dolary i tak konczy sie udana i oplacalna transakcja uliczna :)
Jutro ruszamy na Roraime, planowo zajmie nam to 6 dni, ale w praktyce to roznie bywa, wiec kolejny kontakt bede mial pewnie dopiero najwczasniej za jakis tydzien.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz