środa, 19 sierpnia 2009

Rejs:Iquitos-Leticia

Najpierw foty bo mialem komplikacjie z obsluga tego wszystkiego a dopiero potem wpis.
Hehe, wioska w srodku dzungli, ale przyjrzyjcie sie co sobie miejscowi kupili :)
A to toaleta ¨tylko do sikania¨, tuz obok naszych miejscowek :)

Jesli bylo malo do wyaldowania albo nieiwelu ludzi wysaidalo w wiosce to wtedy nie zatrymywal sie statek tylko w ruch posylano tak mniej wiecej lodz.


Poranek na Amazonce.

Tutaj jedna z wiekszych wiosek przy jakich zatrzymywal sie statek. A takich postojow bylo naprawde sporo.




Tu jedna z mniejszych wiosek, kilka domow i tyle. Statki i lodzie sa dla tyhc ludzi jak samochody, a Amazonka jak autostrada.

Wschod slonca nad Amazonka, czsem bylo czym nacieszyc oczy :-)




Hamak wiesza sie tam gdzie jest miejsce, najpierw jest go duzo a potem coraz mniej, natomiast po pewnym czasie az trudno uwierzyc gdzie niektorzy potrafia zmiescic swoj hamak :-)






W porcie.




Nasz statek, El Gran Diego, czyli Wielki Diego :-)




Zaladunek...wszystkiego po kolei.


A TERAZ JAK TO BYLO

Bylo juz popoludnie, jakos kolo godziny 16, czyli dwie godziny do zmroku, wiec wyszlismy z hotelu wsiedli nasze tuk tuki :-) i ruszylismy w strone portu na nasz statek ktory planowo odplywac mial o godzinie 20. Juz na samym pocatku Lukasz uprzedzil nas ze odrazu wchodzimy na statek, idziemy na 3 pietro tam rozkladamy bagaze, wieszamy hamaki a dopiero potem zakupy zwiedzanie portu itp. Chodzilo miedzy innymi o to ze w porcie jest strasznie duzo zlodziejstwa, zreszta nikt tego nie musial nam mowic, bo okolica wygladala naprawde nieciekawie, jedno wielkie smietnisko, tlumy ludzi i ogolnie bieda na kazdym kroku.
Przyjelismy strategie ze zawsze przy bagazach ma zostac jedna osoba pilnujaca, i musze powiedziec ze odniosla ona skutek bo po dwoch nocach doplynelismy ze wszystkim.
Taki rejs statkiem to ciekawe przezycie, bo statek ktory wybralismy to nie byl jakis turystyczny jacht czy cos za gruba kase tylko prom ktorym poruszaja sie miejscowi, zreszta nas (powiedzmy Gringos :)) bylo niewielu na pokladzie. Jak dotarlismy do portu jakies 3,5 goziny przed polanowanym odplynieciem to zaladunek statku odbywal sie pelna para, pakowano doslownie wszystko, od jedzenia, przez sprzet typu lodowki czy tv, az do wielkich bryl lodu. Wszystkie te towary byly stopniowo przez cala podroz dostarczane do wiosek usytuowanych przy brzegu Amazonki, tak wiec raz postoj zajmowal kilka minut a raz grubo ponad godzine bo w kazdej wiosce w zaleznosci od potrzeb trzeba bylo wszytsko co potrzebne wyladowac. Zdarzalo sie tez ze po drodze takze doladowywano cos na statek dodatkowo, raz bylo ostro bo zaladowali swinie (je akurat skyszalem) i podobno krowy (ale tego juz osobiscie nie widzialem) :-).
Przy kazdym dluzszym postoju, miejscowi ludzie z wiosek wchodzili na poklad i sprzedawali swoje wyroby, glownie bylo to jedzenie, smazone ryby, robione sery itp. wszystko naprawde za grosze, bo dobry obiad mozna bylo zjesc za kilka soli, to mniej wiecej tak jak za kilka zlotych. Do kazdego prawie posilku zawsze dodawano maniok i banany, zreszta nie tylko na statku bo praktycznie juz od Iquitos zaczely sie smakolyki typu ryba z bananem :-) Ale trzeba przyznac ze jest to nawet smaczne, jak dla mnie kuchnia tych rejonow jest dobra, moze nie jakas zajebista, ale smaczna, a ponadto pozywna. Tuataj glownym skladniekiem jest wlasnie maniok, banany ryby, kurczak i przede wszystkim ryz, ryz jest doslownie wszedzie. Odnosnie tych bananow to maja ich podobno klikadziesiat gatunkow, u nas natomiast jest tylko kilka, wiec ten banan samzony na cieplo czy zinmo, wcale nie jest slodki czy zbyt bananowy, wiec pasuje do miesa, ale fakt faktem jestem chyba jedyna osoba z naszej wyprawy ktora polubila te banany i maniok :) No ale wrocmy do rejsu :-)
Po raz pierwszy mialem przed soba perspektywe spania na hamaku, troche niepewnie to widzialem, ale okazalo sie ze to naprawde swietny wynalazek, bo nie dosc ze wygodnie i ekonomicznie (bo hamak taki duzo miejsca nie zajmuje a drogi tez nie jest) to jeszcze sie mozna pobujac :-) Ogolnie bylo wiec wygodnie.
Ale zeby za wygodnie nie bylo..:-) to mielismy miejscowki na samym koncu statku tuz nad silnikiem wiec bylo glosno, na tyle glosno ze sluchajac wieczorem mp3 musialem sluchac na maksa a i tak niewiele slyszalem, no ale po kilku godzinach silnik juz nie robil nikomu roznicy, gorzej ze spalinami, ktory w kryzysowych momentach pochlanialy nas doslownie :-) Zeby uscislic, spalismy pod dachem ale byl tylko dach, a tak to na okolo wszedzie swieze(nie liczac spalin) powietrze.
Noi mniej wiecej w takich warunkach mijal caly rejs. O wlasnie, dodam jeszcze ze spotkal nas pierwszy tropkilany deszcz, w ogole niesamowite ze siedze tu juz tyle czasu, bylem 5 dni w dzungli a dopiero teraz spadl pierwszy deszcz, ale w sumie to mnie akurat cieszy. JEsli chodzi o deszcze, to tak jak mowia, krotki ale obfity :-)
Widoki po drodze ladne, czasem nawet bardzo ladne, tylko wciaz takie same, ale w tym wzgledzie nie ma na co narzekac, bo jak sobie pomyslalem ze plyne po Amazonce a na okolo tylko dzungla to jakos wciaz trudno mi bylo w to uwierzyc :-)






2 komentarze: