niedziela, 23 sierpnia 2009

Leticia, Leticia-Manaus, Manaus

Troche czasu minelo od ostatniego wpisu, ale nie bylo za bardzo mozliwosci ani czasu aby sie zalapac do internetu. Zaliczylem pierwsze niemile przezycie, ktore zazwyczaj dopada predzej czy pozniej kazdego kto przebywa w takich tropikach jak ja, a mianowicie zatrucie. Jakie byly objawy mowic nikomu nie trzeba :) Dopadlo mnie pierwszej nocy jeszcze w Leticii, po ciezkiej nocy, mialem do wyboru, albo dac sobie spokoj i zostac w hotelu albo wybrac sie z reszta na wycieczke po okolicy, po niezbyt dlugim przemysleniu wybralem to drugie :) Oj i bylo ciezko, chodzilem jak zombie no ale dotrwalem do wieczorea, zreszta jak moglbym inaczej, najgorsze ze w tym klimacie jak rozwala Ci glowe i wydaje Ci sie ze masz goraczke, to praktycznie nie wiadomo czy tak jest w rzeczywistosci czy to tylko przez upal, no ale bylo minelo i juz jest OK. A teraz co bylo na wyprawie po okolicy:
Po pierwszej nocy w Leticii, wybralismy sie o godzinie 9 do portu a stamtad lodzia wzdluz Amazonki jakas godzine do turystycznych lodgy (jakos tak to sie pisze), to sa takie domki zbudowane z drewna na potrzeby turystow, jakies kilka kilometrow w glab dzungli, w ktorych mozna sobie mieszkac, jednym slowem pelny komfort i obsluga, czyli zero przyjemnosci :) Ale byla okazja zeby zobaczyc udomowionego tapira, hehe a slyszalem ze to strasznie glupie zwierze.
Potem do wioski indianskiej jakies 20 minut znowu rzeka, wioska jak wioska :) Ale trzeba przyznac ze spora, chyba 2 tys mieszkancow i zyja przde wszystkim z rybolostwa, dzieciaki maja swoja szkole, sa sklepy tylko troche mniej zaopatrzone noi nawet elektrycznosc jest, jednym slowem cywilzacja juz do nich dotarla, jak do wiekszosci plemion indianskich w Amazonii. Chociaz jest jeszcze kilka srednio ucywilizowanych plemion, jednym z nich sa Yanomami w Wenezuelii i Brazylii, mozliwe ze sa jeszcze jakies nieodkryte na nieeskplorowancyh dotychczas terenach (a takowego sa). No i najlepsze to takie ktore zyje na pograniczu Brazylii i Peru, tego dowiedzialem sie od naszego przewodnika po dzungli. W promieniuu 100km od terytoeium tego plemienia porozstawiane sa znaki ostrzegawcze o niebezpieczenstwie, bo kiedys dotarli do nich biali ludzi i...zostali zjedzeni. Wiec jeszcze tego typu plemiona istnieja. Akurat to, dzis jest obserwowane juz tylko z powietrza, czyli my dla nich jestesmy jak obcy :-)
Wracajac do naszej wycieczki w okolicach Leticii, to wszytsko to bylo na terytorium Peru, bo poruszalismy sie po strefie styku 3 granic, w ogole ciekawa sprawa bo nasz hotel w Letici (Kolumbia) znajdowal sie jakies 40 metrow od granicy brazylijskiej, a zeby bylo smiesznie w Brazylii byla juz inna strefa czasowa, wiec wprowadzalo to czasem niemale zaklopotanie. Tuaj w Amerycie Pld., poruszanie sie pomiedzy krajami, nie bylo zadnym problemem, po uzyskaniu pieczatek w paszportach, moglismy sie poruszac dowolnie i bez zadnych kontroli pomiedzy trzema panstwami.
Wracajac do wioski indianskiej, to po jej opuszczeniu, udalismy sie do peruwianskiego miasteczka (wioski, osady) w Peru, Santa Rosa. Z tamtejszych atrakcji bylo do zobaczania, minii zoo, a w nim malpy, papugi, kajmany, boa itp, czyli wszystko to co tak trudno bylo zobaczyc w dzungli :) W planach byla plantacja koki, no bo w Peru to jest legalne, ale plantacji znalezc sie nie udalo, jedynie maly krzak, ale zawsze cos. Poszlismy ogladac tylko krzak, ale juz w drodze powrotnej dowiedzielismy sie ze 6 godzin w gore rzeki znajduje sie fabryka gdzie produkuje sie kokaine, swoja droga nie byloby pewnie problemu z jej kupnem, bo podobno od 3 lat mieszka tu pewien Niemiec i robi niezly interes. Tak to tu wyglada! I jeszcze ciekawostka, zeby uzyskac 1kg kokainy, potrzeba 300 kg lisci koki!!

Nastepnego dnia, o godzinie 4 rano pobudka i na lodz (szybka lodz) i do Manaus. Mialo to zajac 30 godzin zajelo chyba 34,czyli nie tak zle jak na tutejsze realia. Mialo byc komfortowo, z jedzeniem, piciem i ogolnie szybko, noi bylo. Ale byl jeden minus, trzeba bylo prawie caly czas siedziec i to dalo wszystkim w dupe rowno, po 30 godzinach siedzenia kazdy mial dosyc, naprawde meczaca podroz, juz chyba dwa dni na tym statku byly lepsze :) Poki co, plywania po Amazonce mam nadto, wszytsko fajne ale z umiarem :)


Noi po 30 godzinaach dotarlismy do Manaus, bardzo duze miasto, cos kolo miliona mieszkncow albo nawet ponad. Miasto portowe, a my mieszkamy w dzielnicy portowej, ktora jest z reszta bardzo niebezpieczna, wiec po zmroku lepiej tu samemu nie chodzic. Cale miasto dosc podupadle, poza kilkoma budynkami i jego czesciami. Opera jeszcze z czasow boomu kauczukowego naprawde niezla, wszystko w srodku posprowadzane z Europy, a to drewno, a to lustra, a to obrazy. Natomiast dzis, miasto praktycznie w ogole sie nie rozwija i podupada. W zasadzie nie ma co wiecej pisac. Dzis w planach, podroz do punktu zlaczenia sie dwoch rzek, Rio Branco i Rio Negro, a jutro o 18 wyruszamy w 16 godzinna podroz do Wenezueli i wkrotce kolejna solidna ekspedycja na Roraime.

Zauwazam dziwna prawidlowosc, ze im wieksze miasto tym wolniejszy inetrnet i tym trudniej go znalezc, tutaj w Manaus bylo z tym naprawde ciezko, wiec fotek napewno zadnych nie wrzuce. Ponadto z miasta do miasta coraz wiekszy upal, za kazdym razem jak mysle ze juz cieplej byc nie moze, po pewnym czasie okazuje sie ze jednak moze :)

To na tyle z Manaus, kolejny wpis jak warunki tutejsze pozwola.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz